Jak zwykle, wszystko ma swoje dobre i złe strony. Z dwojga złego nie wiem, co gorsze - zielenina zrywana z trawnika pod blokiem w mieście czy z miedzy na polu. Pierwsza pełna jest zanieczyszczeń "miejsko-przemysłowych", druga - może być jeszcze bardziej szkodliwa, jeśli zrywa się ją zaraz lub niedługo po stosowaniu na polu nawozów, środków ochrony roślin czy innego badziewia. Najlepiej, jesli mamy możliwość zbierania roślin na łąkach, pastwiskach czy innych miejscach, gdzie wypasane są zwierzęta - oczywiście, mamy wtedy nadzieję, że nasze legwany nie zarażą się z kolei pasożytami od tych zwierząt )). Dobre są też lasy, parki, nieużytki oddalone od ruchliwych dróg, znajome ogrody (kiedy wiemy, że rośliny z nich są bezpieczne). Nie zawsze jednak mamy stały dostęp do idealnych miejsc, czasami więc trzeba posiłkować się miejskimi trawnikami czy miejscami ruderalnymi. Wybierajmy jednak takie osiedla, gdzie jest dużo zieleni a mniej ulic. I zawsze dobrze myjmy zebraną zieleninę, bez względu na to, skąd pochodzi.
Co do składu "miastowej" diety legwana, do listy Jachyra1 dorzuciłabym jeszcze: jasnoty, powój polny, babki, gwiazdnicę pospolitą, lucernę nerkowatą, pięciorniki, podbiał, przetaczniki, liście i kwiaty komonic, wyk, różnych krzewów np. tawuły, bzu, głogu i wiele, wiele innych. To wszystko można znaleźć w mieście i pod miastem. Jeśli ktoś nie wie, jak wyglądają poszczególne gatunki lub rodzaje (czyli grupy obejmujące kilka gatunków) wymienionych przeze mnie roślin, niech poszpera w internecie - są one tak pospolite, że na pewno jakieś zdjęcie sie znajdzie. Łączę pozdrowienia. Izabela