Oglądając sporo filmów przyrodniczych niestety mam jak najgorsze zdanie o polskich tłumaczeniach tych filmów. Zwykle jest to słowotwórstwo - tzn. nadawanie "na chybcika" przez tłumacza nazwy polskiej na podstawie angielskiej lub całkowite wymyślanie. Przez jakiś czas na znanym programie popularnonaukowym TV leciał film, gdzie australijskie warany z uporem nazywano legwanami. To oczywiście przykład szczytowej niekompetencji. Niestety tłumacze i firmy robiące polskie wersje jak ognia boją się nazw łacińskich, a tylko to zapewniłoby rzetelność bo na 99 % gatunków nazw polskich nie ma (zamiast tego te śmieszne spolszczenia angielskich nazw). Niestety ten zwyczaj dotyczy też oryginalnych wersji angielskich (gdzie typowe jest, że jedna nazwa dotyczy wielu gatunków) tak, że zwykle w ogóle nie wiadomo o jaki gatunek chodzi.
Powodzenia w poszukiwaniach nazw !