Marylka (bo tak sie od wczoraj wieczorem nazywa nasza żółwica) właśnie wróciła od pani doktor. Okazała sie niezwykle silna i nieźle się pani doktor nameczyla zanim obciela jej pazury! Marylka parskała przy tym wściekle jak mały kocur! Na odrobaczenie przyjść mamy za jakiś czas, jak się trochę oswoi, bo dzisiaj mimo starań nie udało sie jej wyciągnąć łebka ze skorupy. Ledwo dała sobie wyciągnąc łapę do zastrzyku! Za jakiś czas zostanie też jej lekko skorygowany pyszczek, ale do końca "zrobić się" go nie da.
Gruba nie jest, brak jej tylko witamin, stąd to wrażenie, że jest "napompowana", ale przy dotyku okazuje się, że nie ma tam ciała. Oczka też spuchnięte, stąd intensywna kuracja witaminowa i wapniowa. Ewidentnie źle była dotychczas karmiona. Zrobiła kupę, w której były 2 czy 3 małe kamyczki. A więc Marylkę czekają długie kąpiele i uważna obserwacja.
Ale jak na razie rokowanie niezłe. Dziewczyna będzie żyć! A nasz Hrabia (dwa razy od niej mniejszy) będzie musiał po okresie kwarantanny polubić starsze, mało atrakcyjne fizycznie kobiety ))