ależ się pożarliście to ja opowiem ciekawą historyjke, nie wiem czy ktoś się spotkał z taką starą książeczką dla dzieci "moje żółwie". Autorka opiekowała sie grupką żółwi greckich w czasie wojny. Mieszkały na podłodze, karmiła je bułką rozmoczoną w mleku i takie tam. Ogólnie szerzyła się tendencja na żółwiowe zupy,
ale nawet w najcięższych sytuacjach to autorce nie przyszło do głowy.
Wśród żółwi znajdowała się jedna większa samica, która odznaczała się o wiele błyskotliwszą inteligencją niż cała reszta. Nie tylko chodziła po mieszkaniu za swoją właścicielką. Za każdym razem kiedy ta pani karmiła żółwice, podnosiła jej jedną łapke. Było to swoiste "dzieńdobry". Pewnego dnia, sprzątając, poczuła że coś drapie ją po stopie. Odwróciła się i ujrzała żółwice z uniesioną łapką, dała jej jeść. A od tego czasu ilekroć spotkała głodną żółwice, ta witała ją swoim "dzieńdobry" co szybko wynagradzano jakimś smakołykiem.
Ja nie mówie tu o uczuciach, ale raczej o pewnym zaskoczeniu, bo o tego typu zachowania, nigdy żólwi nie podejrzewałam.