Zabieg odbył się w lecznicy koło warszawskiego ZOO. Nie była to w zasadzie operacja - gadzikowi włożono (wepchnięto?) co wypadło i zaciągnięto otwór w ogonie (odbyt) pojedynczą, wszytą pętlą nici (ma mieć ten szew przez kilka dni). Tyle, że strasznie parł i zaciskał ogon, więc musiano go oszołomić. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć... Do dr Maluty chyba się wybiorę na początku tygodnia, albo wcześniej, jeśli stan się pogorszy (odkryłem ją post factum, dopiero dzięki temu serwisowi).

Mam po tym wszystkim mieszane uczucia. Tym bardziej, że Lataszczyc to szczególnie żywotny i ciekawski stwór, który wszędzie musi wetknąć swój nochal i wszystko obejrzeć. Robił kilometry po pokoju (ma możliwość swobodnego wchodzenia i wychodzenia ze swojego mieszkanka). A teraz snuje się taki nieszczęśliwy i jednooki :-(

Pozdrawiam
Paweł Rajewski