Witam.
Też miałem podobne problemy u jednego z moich. Osobiście zdecydowałem sie wówczas na pomoc. W mym mniemaniu życie nieborakowi uratowałem, choć nie ukrywam iż problemy jego mym zaniedbaniem spowodowane były.
Lecz do rzeczy. Pomoc ma polegała na uzbrojeniu się w miękki, mięciuteńki pędzelek, po którego namaczaniu smarował ja nieboraka po tym jego pancerzyku niemocnym. Pomoc ma trwała około 1 godz. Dał radę. Żyje, wcina i macha ogonem na mój widok. Ale to była moja decyzja.
Nie zgodzę się jednak z mym przedmówcą, namawiającym do ściągania z nieboraka, nawet delikatnie pancerza. Zwilżaj, zwilżaj i jeszcze raz zwilżaj czystym, czyściutenkim pędzelkiem.
Ale niech to będzie Twoja decyzja. Musisz mieć pewność iż ma problem. Może nuie ma co mu zawracać głowy.
Pozdrawiam ja was wszystkich
P.s. Daj znać jak poszło.