Coś w tym jednak jest. Gdy jestem w zoologikach położonych w dużych centrach handlowych, to mam wrażenie, że ludzie traktują je jak przedłużenie supermarketu - zupełnie tak, jakby zwierzęta były czymś na kształt batonika, który dla spełnienia kaprysu można bez większych konsekwencji wrzucić do koszyka. Wystarczy trochę (kwadrans) sobie w takim sklepie pobyć i posłuchać co ludzie mówią - "Oooo!! jaka fajna rybka! Jak ona się nazywa!? Kupmy sobie taką do kuli - będzie fajnie wyglądać w sypialni." "Ale super krab! Co on je?" "Jaka zaje***ty jaszczur! Ty, to chyba kameleon jest. E nie, gekon pewnie jakichś."* Od razu wtedy widać, że ludzie idą bezrefleksujnie za głosem impulsu - coś im wpadło w oko no to zaraz kupić - jak na sali w markecie.




*Pająki mają się w tym układzie o tyle dobrze, że są na ogół określane mianem "fuj!"