Moja koleżanka też próbowała z balonikiem, ale Walker jakoś się go sprytnie pozbywał.
Ponadto koleżanki rodzice mieszkaja na wsi, wiec zolwik ma gdzie chodzic. Kiedys jej maloletni bratankowie mieli zolwia pilnowac. (kolezanka gdzieś wyjechała). Dzieci oczywiscie wziely żolwia na spacer i o nim zapomnialy. Kiedy wlascicielka wrocila do domu, zobaczyla swoich rodzicow i bratankow w panice przeszukujacych podworko i okolice. Od ogrodzenia do ulicy jest tam jakies 100m utwardzonej drogi a po obu stronach bujna łaka, wiec znalezienie go tam graniczylo z cudem. Nagle, zauwazyli, ze na ulicy zatrzymal sie samochod z poczty (nigdy sie kolo nich nie zatrzymywal). Podbiegli tam i okazalo sie, ze kierowca... znalazl Walkera po drugiej stronie ulicy i juz go zabral do samochodu.
Żeby bylo śmieszniej, akurat w telewizji leciala ta reklama z zolwiem, ktory szedl do Sopotu.
R.