Tja... mniej więcej tyle lat temu (chyba?) wyszła w Polsce książka "Moje żółwie" napisana przez kobietę, która chyba faktycznie była pasjonatką, ale jak teraz sobie przypomnę (jak przez mgłę) podawane przez nią informacje na temat hodowli, to "litość i trwoga". Zdaje się, że jej żółwie chodziły luzem po mieszkaniu i jadły sałatę, oczywiście ani słowa o UV... Cóż, kobieta kochała żółwie ale nie miała dostępu do informacji... Szkoda, że napisała książkę w oparciu o własne doświadczenia, a nie rzetelną wiedzę - i wprowadzała w błąd czytelników.

Pomyśleć, że dla mnie wtedy (mała byłam i marzyłam o żółwiu) to była wyrocznia i jedyne źródło informacji o "terrarystyce" (( No ale wtedy - na szczęście - żółwie w Polsce były trudniej dostępne i drogie...