Głos sceptyka.
Zgadzam się z większością tego artykułu, ale jak wiadomo jest to artykuł gazetowy i często jest pisany tak, by zwrócić uwagę czytelnika na nagłośniony problem, czasem mijając się odrobinę z prawdą (patrz programy na Discovery).
Po pierwsze nadal nie mamy pewności czy grozi nam globalne ocieplenie. Prowadzimy badania klimatu od ponad stu lat, znamy więc tylko wycinek rzeczywistości. Wiemy z zapisu kopalnego, że klimat podlegał wyraźnym fluktuacjom (epoki lodowcowe, tzw. "mała epoka lodowcowa"-chyba XVII wiek?). Zgodzę się, że globalny poziom temperatury w obecnym czasie wykazuje tendencję wzrostową, ale tylko tyle możemy powiedzieć, gdyż reszta jakby nie patrzeć jest spekulacją (tu muszą się zgodzić nawet zwolennicy globalnego ocieplenia). Niektóre teorie np. zaburzenie cyrkulacji wód wraz z ociepleniem klimatu zakładają wręcz nastanie nowej epoki lodowcowej. Również komisje powołane do monitorowania i prognozowania tych zmian nie są pewne jakie będą dalsze skutki (np. oszacowany wzrost o 3 stopnie z początków lat dziewięćdziesiątych spadł obecnie do 1,5 stopnia, a to jakby nie patrzeć sporo).
Nie chcę tu wyjść na jakiegoś obrońcę przemysłu itp. ale powinniśmy realnie patrzeć na to co przekazują nam media (i "ekolodzy").
Jeśli założymy, że klimat ociepli się, możemy spodziewać się wzrostu bioróżnorodności (przy założeniu braku bezpośredniej ingerencji człowieka w środowisko - co jest niemożliwe). Powinny się zwiększyć zasięgi gatunków z południa (gdzie jest ich jak wiemy więcej), zwiększy się wydatnie okres wegetacyjny, przyspieszy rozwój wielu zwierząt (choć oczywiście część niestety wyginie).
Tak się jednak raczej nie stanie. O wiele ważniejszym czynnikiem wpływającym na ginięcie gatunków jest niszczenie ich siedlisk (zwłaszcza tzw. fragmentacja). Zmniejszanie areałów na których mogłyby egzystować organizmy, zmniejszanie wielkości populacji (depresja chowu wsobnego, zmniejszenie różnorodności genetycznej, ryzyko losowego wymarcia), zmiany mikrośrodowisk to główny czynnik odpowiedzialny za tzw. "szóstą globalną katasrofę". Wielu naukowców uważa, że proces globalnego wymierania nie zachodzi. Jak napisano w artykule, badania przeprowadzano na dobrze zbadanych obszarach, a nie znamy pełnej liczby gatunków, trudno też ocenić rzeczywiste tempo ekstynkcji (wymierania) i specjacji (powstawania gatunków). W sumie nie można więc ocenić dokładnie, czy mamy już do czynienia z niebezpiecznym zjawiskiem, czy mamy tylko do czynienia z małym, acz jaskrawym wycinkiem rzeczywistości.
Ja należę do tej grupy, która uważa, że wymieranie ma miejsce. Prowadzę obecnie badania nad chrząszczami związanymi z próchniejącym drewnem. Wiele gatunków to relikty puszczy pierwotnej, porastającej kiedyś całą Europę. W wyniku "zdrowej" gospodarki leśnej, polegającej na usuwaniu chorych i martwych drzew (nie wspominając o zmniejszeniu obszarów lasów i ich fragmentacji), wiele z nich zniknęło z terenu naszego kraju. Grupa owadów saproksylicznych (bo tak określa się te zwierzęta związane z próchnem) jest obecnie uznawana za czuły wskaźnik zmian w środowisku. Jest również uznana za jedną z najbardziej zagrożonych z przyczyn podanych wyżej.
Końcowy wniosek: ocieplenie klimatu to zapewne temat ważny, jednak należałoby skoncentrować się na poważniejszych sprawach np. rozszerzanie i tworzenie nowych obszarów chronionych w Polsce.