Właśnie skończyłem oglądać. Szkoda czasu.
Kolejny amerykański gniot. Nawet na milimetr nie odstaje od utartego schematu supergliny, przeciw któremu sprzysięgły się wszystkie okoliczności z szefem-kolegą na czele. Oczywiście superbohater nie może działać sam, więc u swojego boku ma lalę, która z początku nie darzy go sympatią (chyba gdzieś już to widziałem - w jakichś 20., no może 30. filmach :| ).
Ponadto film zapewni nam widoki z serii pancerne szyby rozpryskujące się w drobny mak już po pierwszym strzale, samochód, który robi bączki z częstotliwością 50 Hz i inne pierdoły.
Fabuła tak prosta, że z 5. min. wyprzedzeniem można stwierdzić, co będzie za chwilę. No i te pseudodowcipne dialogi...

W jednym zdaniu ujmując: Po raz kolejny "Holiłót" stawia na widzów niewymagających, którym zależy, żeby się błyskało i dudniło... i zeby był dobry popcorn w kinie.

A po seansie - na ucztę do MsDonald's-a. Jeah!!