Istnieje też coś takiego jak słownik ortograficzny.
Poza tym zjawisko dysleksji można ograniczać poprzez systematyczne ćwiczenia. Trzeba tylko chcieć... a nie oglądać pokemony w TV czy poświęcać się hobby polegającemu na wystawaniu na klatkach schodowych z ziomusiami.

No i przede wszystkim istnieje coś takiego jak dysleksja i "dysleksja" - czyli kupowanie papierków leniwym dzieciom, aby miały lekko w szkole. Dzięki temu czas, który ich koledzy z klasy poświęcają na naukę do dyktand mogą poświęcać na niezwykle konstruktywne zajęcie, jakim jest łupanie np. w CS.

Zastanawia mnie tylko, jak takie kalekie dzieci wyobrażają sobie przyszłość w pracy. Czy pisząc jakieś listy, w podpisie na stałe będą miały wrzucony tekst: "Przepraszam, ale jestem dyscośtam, a że nie chciało mi się pracować nad tą przypadłością za młodu, to zostałem analfabetą i może Pan/Pani ni w ząb nie zrozumieć moich wypocin."?

Niestety - ale tłumaczenie, że dyscośtam upoważnia swojego właściciela do braku szacunku do osób czytających jego wypociny jakoś średnio do mnie przemawia. Zawsze przecież można odpalić osławiony już Word, żeby pomyślał za takiego użytkownika. Sam tak czasem robię, gdy mam problem z jakimś wyrazem i jakoś się tego nie wstydzę... Najwidoczniej jednak kompleksy niektórych ludzi nie pozwalają im w ten sposób postępować bo mogłoby się okazać, że komputer jest mądrzejszy, niż oni. :|