jesli "efekt motyla" jest kinem ambitnym, to ja jestem ksiadz rydzyk. lepiej obejrzec starszy, o takim samym pomysle, ale o wiele lepszy "przypadek" kieslowskiego.
Wersja do druku
jesli "efekt motyla" jest kinem ambitnym, to ja jestem ksiadz rydzyk. lepiej obejrzec starszy, o takim samym pomysle, ale o wiele lepszy "przypadek" kieslowskiego.
No sorry bo dawno oglądałem i wiem że było na końcu mięsko jak grill wybuchł czy coś :D no a to z tymi blachami mi sie pomyliło bo auto wybuchło ale co go pocieło to niepamiętałem :D
Właśnie skończyłem oglądać. Szkoda czasu.
Kolejny amerykański gniot. Nawet na milimetr nie odstaje od utartego schematu supergliny, przeciw któremu sprzysięgły się wszystkie okoliczności z szefem-kolegą na czele. Oczywiście superbohater nie może działać sam, więc u swojego boku ma lalę, która z początku nie darzy go sympatią (chyba gdzieś już to widziałem - w jakichś 20., no może 30. filmach :| ).
Ponadto film zapewni nam widoki z serii pancerne szyby rozpryskujące się w drobny mak już po pierwszym strzale, samochód, który robi bączki z częstotliwością 50 Hz i inne pierdoły.
Fabuła tak prosta, że z 5. min. wyprzedzeniem można stwierdzić, co będzie za chwilę. No i te pseudodowcipne dialogi...
W jednym zdaniu ujmując: Po raz kolejny "Holiłót" stawia na widzów niewymagających, którym zależy, żeby się błyskało i dudniło... i zeby był dobry popcorn w kinie.
A po seansie - na ucztę do MsDonald's-a. Jeah!!
Hehe : A dom 1000 trupów oglądaliście;]
Hahah
Ogladalem. :)
Kiczowate jak sie patrzy, ale to tylko moje zdanie ;).
Double moim zdaniem Efekt Motyla jest znacznie bardzij ambitny porównując go do Ja, Robot. Widziałem też w kinie Catwomen - również typowo Amerykańskie kino -Batman w kobiecym wydaniu.
Tego "I,robot",a nie da się porównać do "Efektu mot." Nie wytrzymałby konkurencji ;)
Dla mnie był znośny bo oglądany w miłym towarzystwie i znieczulany mocnym piwem;) Ale tylko w takiej sytuacji znośny.
Natomiast "Efektu motyla" nie da się oglądać w ten sposób. Ten film wymaga zrozumienia i stymuluje szare komórki :)
Efekt Motyla byl ambitny. Przyznaje. Ale ambicja skonczyla sie po pierwszych 30 min. Pozniej stopniowo forma przerosla tresc... i zamiast pozywki intelektualnej zrobilo sie pure ziemniaczane (czyt. mdla papka)...
A apropo znieczulenia, to w trakcie ogladania Efektu M. nie przeszkodzilo mi to przewidywac z wyprzedzeniem 5cio minutowym dalszego ciagu fabuly... Albo ja jestem genialna, albo film nie najlepszy. Stawiam na to drugie ;)
spoczko,nawet bardzo spoczko!